Po prostu Kobieta
piątek, 8 grudnia 2017
Nie chodzę na religię bo....
Jest takie słowo tolerancja...niby jest, ale nie do końca działa.
W teorii oczywiście, jesteśmy tolerancyjni dla wszystkich i wszystkiego, szkoły integracyjne, gej też człowiek, inna wiara też ok...no może pod warunkiem, że nie Muzułmanin, bo uchodźca, bo zły człowiek, bo w ogóle jakoś tak nie po drodze nam.
Napisanie tego tekst za mną chodzi od momentu kiedy drugi syn poszedł do szkoły i po kolejnej wywiadówce dojrzał do przelania na bloga.
Nie jestem za religią w szkole, ale ją toleruje, nie walczę z krzyżami na ścianie, mszami na rozpoczęcie i zakończenie itp, podchodzę na zasadzie, mogę ale nie muszę, akceptuję, że inni chcą.
Walczę jednak kiedy kościół zaczyna wpychać się tam gdzie nie powinien, czyli tam gdzie kończy się na to przestrzeń, gdzie się lekcja religii i granice parafii.
Wierzę w Boga, nie wierzę w kościół, wiara to dla mnie znaczy być dobrym i akceptować, a nie padać na kolana w niedzielę i bić się w serce.
Dwa tematy na wywiadówce - wigilia klasowa i wyjście do kina. Sprzeciwiam się. Dlaczego sprzeciw? Bo film religijny Pierwsza Gwiazdka (kilka lat temu pani katechetka powiedziała mojemu starszemu synowi, że nie może iść z klasą do kina bo nie chodzi na religię ) i usłyszałam " A na wigilię to dziecko przyjdzie, a do kina na film o Jezusie nie może"
I tu moje drogie mamy jest sedno, tu nie chodzi o mnie, tu chodzi o moje dziecko.
Chodzi o tak ważną w tym wieku, rodzącą się potrzebę przynależności.
Moje dziecko chciało chodzić na religię i rozumiem, bo dzieci, bo ciekawość. Ja też nie mam nic przeciwko.
Niestety pani katechetka zepsuła sprawę od początku wchodząc w dialogi typu " A mama i tato chodzą do kościoła?" " A babcia i dziadek ?" "A jak się nie chodzi do kościoła to nie można do komunii" i Rysiu płaczący o 22 bo przypomniał sobie o jakimś "grzechu" sprzed lat.
I generalnie nawet bez mojej ingerencji dziecko zostało wyeliminowane z lekcji religii.
Niestety w szkole za dużo rzeczy kręci się wokół kościoła, a w rodzicach brakuje akceptacji dla tego co funkcjonuje w trochę innym schemacie.
Nie jestem zwolennikiem wigilii szkolnych, firmowych, ale muszę je akceptować bo to klasowa, bo większość, bo nie chcę stawiać dziecka poza marginesem, jest na to za mały!
Ale czy ten sam margines ma mnie zmuszać do hipokryzji...jak często słyszę
" Do kościoła musimy iść bo w tym roku komunia"
"Puść go tylko do komunii, bo tak wypada, a potem to już nie musisz"
"Mamo, a kolega mi powiedział, że jak nie pójdę do komunii to nie dostanę komputera?"
"Mamo, a katechetka powiedziała, że nigdy nie będę mógł się ożenić jak nie przystąpię do bierzmowania" !!!
To o to w tym chodzi ? Czy dziecko musi słuchać takich rzeczy w szkole?
Mam pchać dziecko w coś co jest dla niego totalnie niezrozumiałe, z przymusu, tylko dlatego, że ktoś za wszelką cenę chce wpychać kościół do szkoły i robi z tego marketingową szopkę w strachu, że jak starsi odejdą to będzie lipa z kasą ?
Nie mam w sobie akceptacji na takie rzeczy, nie robię nic dla tzw świętego spokoju. Nie uczę hipokryzji pod przykrywką " bo wypada" i proszę o tolerancję. Religia jest w szkole i załatwiajcie kościelne tematy w jej trakcie. Nie wymuszajcie na wszystkich tego co dla was , zaakceptujcie też to co inni, nawet jeżeli jestem jedyną taką osobą, którą spotkałeś na swojej drodze.
Uczcie tolerancji dając przykład, a nie mówiąc o niej. Zostawcie przestrzeń dla drugiej osoby, nie wciskajcie wszystkich w jeden schemat. Tym bardziej kiedy chodzi o dzieci.
Czy mój syn jest gorszy, bo nie klęczy w kościele ??? Mam wrażenie, że jest całkiem ok :)
Nigdy nie oczekujcie ode mnie, że zrozumiem " daj spokój przecież to tylko jeden film, czepiasz się po prostu"
Wszystkiego dobrego
sobota, 22 października 2016
Kobiecość która zabija.
Dawno nic nie pisałam, z bardzo prostego powodu, chciałam się odciąć od tego
co było, od choroby, leczenia. Zapomnieć i wejść w normalne życie.
Drugi powód to taki, że to co się dzieje po zakończeniu leczenia to cholernie trudny okres. Nagle zaczynasz czuć się bezbronna, chemia, która męczyła strasznie, była taką tarczą obronną i mieczem jednocześnie.
Wydawało mi się, że jak to minie, to już będzie z górki.
Niestety psychika w tym czasie jest wystawiona na ogromną próbę.
Dzisiaj w końcu mogę napisać, o tym co się dzieje kiedy twój organizm zostaje przestawiony na inne tory. Rzadko się o tym pisze, mówi bo to trudny temat.
Chemia zatrzymuje hormony, podobnie jak tabletki, które aplikują Ci żeby uśpić Twoją kobiecość, bo to niestety ona powoduje większość nowotworów piersi. Więc, krótko mówiąc jeżeli jesteś w okolicy 40 jest duża szansa, że straszne słowo MENOPAUZA zacznie dotyczyć właśnie Ciebie i to dużo za wcześnie. Wiem, wiem ktoś może pokusić się o słowa, przecież to tylko hormony, dzieci już masz więc chyba żaden problem.
A jednak, to trochę jak z ciążą u 16 latki, fizycznie da radę, ale psychicznie to dużo za wcześnie.
I jak już jesteśmy przy temacie ciąży, wczesna menopauza to trochę tak jak byś znalazła noworodka przed domem i nagle po raz pierwszy musiała się wcielić w rolę matki, oczywiście podołasz, ale znacznie lepiej się do tego dochodzi przez 9 miesięcy.
Muszę się tutaj do czegoś przyznać, jeszcze kilka lat temu kiedy obserwowałam w swojej rodzinie kobiety wchodzące w okres menopauzy, zdarzało mi się użyć stwierdzenia „ brak hormonów uderza do do głowy „ i teraz je bardzo gorąco przepraszam, to cholernie trudny czas fizycznie i psychicznie. Trochę jak z depresją, nikt kto nie doświadczył, tak naprawdę nie wie o co chodzi.
Ok, trochę naukowo progesteron i estrogen, najwięksi przyjaciele kobiety.
Kobiece kształty, aksamitny głos, jędrna skóra, zdrowe kości, krzepliwość krwi i ilość dobrego cholesterolu to ich dobroczynny wpływ.
Kiedy zaczyna ich brakować, albo zostają odcięte całkowicie, zaczynają się schody, a na nich czają się wrogowie.
Wróg nr1 ESTRON – pojawiający się nie wiadomo skąd osobnik, który blokuje wydzielanie seratoniny inaczej zwanej hormonem szczęścia. Chamski typ, powoduje tzw klasyczne obniżenie nastroju, huśtawkę emocjonalną, wybuchy złości, płacz, smutek, w dwóch słowach wariactwo emocjonalne. Organizm w naturalny sposób broni się większym apetytem i żądaniem natychmiastowego dostarczenia przyjemności w postaci jedzenia. Kiedyś miałaś tak przed okresem, teraz cały czas.
Wróg nr 2 NEUROPEPTYD Y – śliski cwaniaczek, który siedzi w ukryciu, czeka kiedy zaczynasz działać, chcesz coś zrobić ze sobą i np. zaczynasz ćwiczyć…i wtedy pojawia się on pan Neuro Y, pojawia się gwałtownie, nawet po najmniejszym wysiłku fizycznym, a razem z nim pani ŁAKNIENIE wróg nr 3. I jeszcze mu za mało, że po prostu coś zjemy, to żeby nie było za łatwo pan Neuro powoduje, że z tego co zjemy nasz organizm szybko wchłonie substancje odżywcze, ale jeszcze szybciej tłuszcz i cukier, jeżeli taki znajdzie się w naszym posiłku.
I to nie wszystko, bowiem w ukryciu czeka jeszcze wróg nr 4 pani CHOLECYSTOKININIA w skrócie nazwę ją po prostu CHOLERĄ, bo mi to do niej pasuje, ta dama wychodzi z przewodu pokarmowego i odpowiada za uczucie sytości. Czyli w normalnych, sprzyjających warunkach jest spoko, pomaga przestać jeść. Niestety bez estrogenów, nasza CHOLERA gdzieś się traci i mózg nie dostaje informacji, że już dość, czas przestać jeść.
Starczy ? O nie ma tak dobrze…wróg nr 5 obrzydliwa z nazwy GALANINA – pani, która pośredniczy w przekazywaniu informacji pomiędzy neuronami. Kiedy zabraknie estrogenu, ta pani działa na zasadzie „ hulaj dusza, piekła nie ma”, totalny brak kontroli, który w naszej biednej kobiecej głowie objawia się zwiększonym apetytem na kaloryczne potrawy, tłuszczyk i żeby nie było za mało to ta pani wzmaga chęć na alkohol, notabene też dosyć kaloryczny. Pani GALA lubi sobie też spowolnić pracę przewodu pokarmowego i podniecić pana glukagen który pobudzony podnosi… niestety tylko stężenie glukozy we krwi, a to spowalnia przemianę materii i skutkuje tłuszczem odkładającym się tam gdzie nie trzeba, a właściwie mam wrażenie, że wszędzie. To przez nią, marchewka, zielona sałata, gotowany drób są całkowicie nieatrakcyjne, a świeży chleb z masłem, czekolada, makaron jak najbardziej :)
I jeszcze na koniec Pan ANDROGEN – pożyczony od facetów, który odpowiada za otyłość brzuszną, bo żeby było mało to ktoś postanowił, że jak już będziemy tyć to najbardziej w brzuchu. Pozostaje nam się cieszyć, że wąsy i broda nie rosną.
I teraz wychodzi na to, że kobieta chcąc być szczupła musi stoczyć walkę ze swoim własnym organizmem, straszną walkę, niekończącą się jak serie Gwiezdnych Wojen.
Radości życia brak, jeść nie możesz, libido takie sobie, kiedy myślisz mózg, masz wrażenie, że ktoś go wycisnął jak gąbkę.
I jeszcze do tego wszystkiego RAK – przez którego musisz pozbyć się zewnętrznych atrybutów kobiecości.
Najpierw piersi, potem jajniki, macica…wiem, można powiedzieć, ale po co Ci, przecież dzieci już masz albo najgorszy frazes jaki słyszę często „ Kobiecość jest w głowie”
K….a w jakiej, w tej o której pisałam powyżej ??? To tak łatwo nie idzie…(patrz wróg nr 1 Estron)
To taki stały stan , połączenie PSM z depresją poporodową :) ciężka walka, i tu chylę czoła przed wszystkimi Kobietami, tym które są przed i po.
Oczywiście, nie byłabym sobą gdybym podeszła do tematu na zasadzie, "cóż życie musi iść swoim określonym torem, pewne rzeczy trzeba zaakceptować" i nie szukała rozwiązania, kilka nieciekawych miesięcy, braku akceptacji, bo tu nie dałam rady, dla mnie było dużo za wcześniej, powstał mój własny dekalog.
Walczę, wiec wiem, jak poszaleje z jedzeniem to rano jest 1,5 h więcej, 1300 kalorii to moja dawka na co dzień, intensywne ćwiczenia 4 razy w tygodniu i 7 kg do oddania.
Ściskam Cię Kobieto i idę przebiec swoje 6 km ale zanim wyjdę mam małą prośbę napisz mi jak ty walczysz z wrogami i udostępnij ten wpis jeśli wierzysz, że gdzieś są takie kobiety, którym może się przydać .
Drugi powód to taki, że to co się dzieje po zakończeniu leczenia to cholernie trudny okres. Nagle zaczynasz czuć się bezbronna, chemia, która męczyła strasznie, była taką tarczą obronną i mieczem jednocześnie.
Wydawało mi się, że jak to minie, to już będzie z górki.
Niestety psychika w tym czasie jest wystawiona na ogromną próbę.
Dzisiaj w końcu mogę napisać, o tym co się dzieje kiedy twój organizm zostaje przestawiony na inne tory. Rzadko się o tym pisze, mówi bo to trudny temat.
Chemia zatrzymuje hormony, podobnie jak tabletki, które aplikują Ci żeby uśpić Twoją kobiecość, bo to niestety ona powoduje większość nowotworów piersi. Więc, krótko mówiąc jeżeli jesteś w okolicy 40 jest duża szansa, że straszne słowo MENOPAUZA zacznie dotyczyć właśnie Ciebie i to dużo za wcześnie. Wiem, wiem ktoś może pokusić się o słowa, przecież to tylko hormony, dzieci już masz więc chyba żaden problem.
A jednak, to trochę jak z ciążą u 16 latki, fizycznie da radę, ale psychicznie to dużo za wcześnie.
I jak już jesteśmy przy temacie ciąży, wczesna menopauza to trochę tak jak byś znalazła noworodka przed domem i nagle po raz pierwszy musiała się wcielić w rolę matki, oczywiście podołasz, ale znacznie lepiej się do tego dochodzi przez 9 miesięcy.
Muszę się tutaj do czegoś przyznać, jeszcze kilka lat temu kiedy obserwowałam w swojej rodzinie kobiety wchodzące w okres menopauzy, zdarzało mi się użyć stwierdzenia „ brak hormonów uderza do do głowy „ i teraz je bardzo gorąco przepraszam, to cholernie trudny czas fizycznie i psychicznie. Trochę jak z depresją, nikt kto nie doświadczył, tak naprawdę nie wie o co chodzi.
Ok, trochę naukowo progesteron i estrogen, najwięksi przyjaciele kobiety.
Kobiece kształty, aksamitny głos, jędrna skóra, zdrowe kości, krzepliwość krwi i ilość dobrego cholesterolu to ich dobroczynny wpływ.
Kiedy zaczyna ich brakować, albo zostają odcięte całkowicie, zaczynają się schody, a na nich czają się wrogowie.
Wróg nr1 ESTRON – pojawiający się nie wiadomo skąd osobnik, który blokuje wydzielanie seratoniny inaczej zwanej hormonem szczęścia. Chamski typ, powoduje tzw klasyczne obniżenie nastroju, huśtawkę emocjonalną, wybuchy złości, płacz, smutek, w dwóch słowach wariactwo emocjonalne. Organizm w naturalny sposób broni się większym apetytem i żądaniem natychmiastowego dostarczenia przyjemności w postaci jedzenia. Kiedyś miałaś tak przed okresem, teraz cały czas.
Wróg nr 2 NEUROPEPTYD Y – śliski cwaniaczek, który siedzi w ukryciu, czeka kiedy zaczynasz działać, chcesz coś zrobić ze sobą i np. zaczynasz ćwiczyć…i wtedy pojawia się on pan Neuro Y, pojawia się gwałtownie, nawet po najmniejszym wysiłku fizycznym, a razem z nim pani ŁAKNIENIE wróg nr 3. I jeszcze mu za mało, że po prostu coś zjemy, to żeby nie było za łatwo pan Neuro powoduje, że z tego co zjemy nasz organizm szybko wchłonie substancje odżywcze, ale jeszcze szybciej tłuszcz i cukier, jeżeli taki znajdzie się w naszym posiłku.
I to nie wszystko, bowiem w ukryciu czeka jeszcze wróg nr 4 pani CHOLECYSTOKININIA w skrócie nazwę ją po prostu CHOLERĄ, bo mi to do niej pasuje, ta dama wychodzi z przewodu pokarmowego i odpowiada za uczucie sytości. Czyli w normalnych, sprzyjających warunkach jest spoko, pomaga przestać jeść. Niestety bez estrogenów, nasza CHOLERA gdzieś się traci i mózg nie dostaje informacji, że już dość, czas przestać jeść.
Starczy ? O nie ma tak dobrze…wróg nr 5 obrzydliwa z nazwy GALANINA – pani, która pośredniczy w przekazywaniu informacji pomiędzy neuronami. Kiedy zabraknie estrogenu, ta pani działa na zasadzie „ hulaj dusza, piekła nie ma”, totalny brak kontroli, który w naszej biednej kobiecej głowie objawia się zwiększonym apetytem na kaloryczne potrawy, tłuszczyk i żeby nie było za mało to ta pani wzmaga chęć na alkohol, notabene też dosyć kaloryczny. Pani GALA lubi sobie też spowolnić pracę przewodu pokarmowego i podniecić pana glukagen który pobudzony podnosi… niestety tylko stężenie glukozy we krwi, a to spowalnia przemianę materii i skutkuje tłuszczem odkładającym się tam gdzie nie trzeba, a właściwie mam wrażenie, że wszędzie. To przez nią, marchewka, zielona sałata, gotowany drób są całkowicie nieatrakcyjne, a świeży chleb z masłem, czekolada, makaron jak najbardziej :)
I jeszcze na koniec Pan ANDROGEN – pożyczony od facetów, który odpowiada za otyłość brzuszną, bo żeby było mało to ktoś postanowił, że jak już będziemy tyć to najbardziej w brzuchu. Pozostaje nam się cieszyć, że wąsy i broda nie rosną.
I teraz wychodzi na to, że kobieta chcąc być szczupła musi stoczyć walkę ze swoim własnym organizmem, straszną walkę, niekończącą się jak serie Gwiezdnych Wojen.
Radości życia brak, jeść nie możesz, libido takie sobie, kiedy myślisz mózg, masz wrażenie, że ktoś go wycisnął jak gąbkę.
I jeszcze do tego wszystkiego RAK – przez którego musisz pozbyć się zewnętrznych atrybutów kobiecości.
Najpierw piersi, potem jajniki, macica…wiem, można powiedzieć, ale po co Ci, przecież dzieci już masz albo najgorszy frazes jaki słyszę często „ Kobiecość jest w głowie”
K….a w jakiej, w tej o której pisałam powyżej ??? To tak łatwo nie idzie…(patrz wróg nr 1 Estron)
To taki stały stan , połączenie PSM z depresją poporodową :) ciężka walka, i tu chylę czoła przed wszystkimi Kobietami, tym które są przed i po.
Oczywiście, nie byłabym sobą gdybym podeszła do tematu na zasadzie, "cóż życie musi iść swoim określonym torem, pewne rzeczy trzeba zaakceptować" i nie szukała rozwiązania, kilka nieciekawych miesięcy, braku akceptacji, bo tu nie dałam rady, dla mnie było dużo za wcześniej, powstał mój własny dekalog.
1. Kobieta w trakcie menopauzy nie może się nudzić.
2. Kiedy jesteś aktywna , fizycznie, psychicznie, czujność wrogów usypia.
3. Kształtujesz nawyki, zaczynasz oszukiwać organizm na tzw legalu.
4. Endorfiny
zastępują hormon szczęścia, oszukuj umysł. ja pokochałam bieganie, hipnozę, autohipnozę POLECAM
5. Wyglądaj cały czas zajebiście, chociaż pokusa dresu i koca jest
bardzo silna, daruj sobie . Nawet jeżeli musisz się do czegoś zmuszać to rób
to. Dbaj o siebie, o skórę, pokaż nawet samej sobie, że jesteś atrakcyjna.
6. Jeżeli jeszcze nie masz menopauzy, ale masz skłonności do tycia, zacznij się
odchudzać bo potem już będzie jak wyżej :)
7. Jedz mniej i nie oszukuj siebie sama, bo tu nawet dwie kostki czekolady mają znaczenie.
8. Jest takie angielskie powiedzenie
FAKE IT TILL YOU MAKE IT - udawaj, aż
stanie się to prawdą. Rób tak, chociaż pewne rzeczy nie staną się prawdą nigdy.
9. Idź do przodu, dbaj też o swój umysł, rób coś innego niż zwykle. Naucz się czegoś nowego, zacznij uczyć innych.
10. Znajdź sobie kogoś kto Cię będzie motywował, albo sama zostań czyimś
motywatorem, skorzystacie obydwie .
Walczę, wiec wiem, jak poszaleje z jedzeniem to rano jest 1,5 h więcej, 1300 kalorii to moja dawka na co dzień, intensywne ćwiczenia 4 razy w tygodniu i 7 kg do oddania.
Ściskam Cię Kobieto i idę przebiec swoje 6 km ale zanim wyjdę mam małą prośbę napisz mi jak ty walczysz z wrogami i udostępnij ten wpis jeśli wierzysz, że gdzieś są takie kobiety, którym może się przydać .
piątek, 4 marca 2016
Możesz wszystko- tylko pamiętaj zatankuj.
Takie pytanie na początek, co musimy w życiu zrobić, żeby być szczęśliwą?
Szczęśliwą, spełnioną, zadowoloną z życia, swojego i innych bo jako kobiety chyba mamy naturalnie wrodzoną skłonność do opieki i organizowania życia innym.
Pragniemy żeby nasze dzieci mogły bezpiecznie iść przez życie, chcemy im stworzyć sprzyjające środowisko. Podobnie jest z tymi dorosłymi mężczyznami w naszym życiu, tym których kochamy, mniej lub bardziej podświadomie chcemy stworzyć bezpieczne środowisko.
Więc jesteśmy gdzieś pomiędzy sobą a całą resztą świata mniej lub bardziej rozdarte, często zadając sobie pytanie "Jak żyć ?"
Wystarczy zajrzeć do internetu i dostaniesz milion odpowiedzi. Jak pracować, jak nie pracować. Jak się ubierać, jak się nie ubierać, jak wychowywać dziecko, jak go nie wychowywać. Jak budować relacje, jak ich nie budować. Kochać męża mniej lub bardziej. Można zwariować nieprawdaż i piszę to z całą świadomością osoby, która też żyje z uczenia innych i dużo uczy się od innych. Po prostu filtruję i odrzucam mówców motywacyjnych, którzy podnoszą poziom motywacji na czas wystąpienia, a potem jakoś dziwnie szybko opada...ja jednak jestem bardziej długodystansowa i wszystko co robię odnoszę do siebie, bo mam świadomość, że nie zmienię ani świata ani swojego otoczenia, ale siebie i swoje postrzeganie tego co się dzieje dookoła mnie zawsze mogę zmienić. A życie nauczyło mnie że zawsze trzeba mieć ten plan B, bo brutalnie napiszę...dzieci kiedyś dorastają, mężowie czasami odchodzą, my też czasami mamy ochotę na zmianę, praca czasami potrzebuje kogoś innego, a nie raz my potrzebujemy innego środowiska.
Dla mnie w tej relacji Praca/ dom/rodzina ważne jest jedno ogniwo TY. W coachingu funkcjonuje Koło życia . Ty jesteś osobą która to koło napędza i Ciebie nie może tam zabraknąć. Na coachingowym kole są czasami z góry narzucone elementy rodzina, praca, finanse, duchowość. To jest to co ogólnie przyjęte w równowadze składa się na w miarę fajne życie. Trzeba tylko zgodnie z własnymi zasadami pilnować, żeby koło było okrągłe bo wtedy lepiej jedzie.
Jednak dzisiaj najważniejszym elementem tego koła jesteś Ty, jesteś jego motorem napędowym, silnikiem. I jak każda maszyna wymagasz paliwa i regeneracji od czasu do czasu.
Każdy moment w naszym życiu na początku jest piękny, podniecający energetyczny. Np. w związku...poznajesz kogoś , zakochujesz się, jedziesz na haju, świat może nie istnieć. Z biegiem czasu wszystko normalnieje, staje się takie codzienne. Podobnie jest z dziećmi, pracą i właśnie wtedy pojawia się temat pracy nad związkiem, relacjami. To jest bardzo ważne, ale najważniejsza jesteś Ty, jesteś jak samochód, który wiezie to wszystko i potrzebujesz od czasu do czasu siły napędowej, do jazdy potrzebne jest Ci po prostu PALIWO .
Kilka składników twojego życia, które pozwolą Ci żyć dokładnie tak jak chcesz, które dopasujesz jak puzzle do swojej układanki. To nie musi być duża zmiana, czasami wystarczy jeden mały element który sprawi, że Twoje życie będzie lepsze.
Ja zawsze powtarzam " JEŻELI COŚ CI NIE PASUJE W TWOIM ŻYCIU, TO ZMIEŃ TO. JEŻELI NIE POTRAFISZ ZMIENIĆ, TO PRZESTAŃ NARZEKAĆ, BO SKALA NIEZADOWOLENIA ZACZNIE PRZEKRACZAĆ TĄ DZIEDZINĘ I PRZEJDZIE NA INNE"
Litera I w PALIWIE to inspiracje. Kiedy szukasz zmiany i zaczynasz od siebie, szukając nowej wiedzy, umiejętności w gratisie prawie zawsze dostajesz inspiracje. Zapraszam Cię po pierwszą dawkę wiedzy...
NIESPODZIANKA :)
niedziela, 7 lutego 2016
Jakie oczy ma strach...
Emocje, problemy, niekomfortowe sytuacje, wszystko co dotyczy naszych najgłębszych uczuć, czasami wstydliwych o tym się dobrze mówi, pisze, kiedy już nas nie dotyczą, kiedy pójdą w zapomnienie i nie musimy już się z nimi zmagać, wstydzić się ich. Ktoś kto odniósł spektakularny sukces, z uwielbieniem opowiada o trudach jakie musiał znieść w drodze do tego szczęścia. Ludzie bogaci bez wstydu wspominają jak nie mieli co do garnka włożyć. Pamiętasz kiedy rodziłaś, ból cierpienie, przekleństwa, taki mało sympatyczny stan, a chwilę potem prawie błogosławiona zapominasz o wszystkim w mgnieniu oka.
Strach...boisz się czegoś, przełamujesz się, robisz to i po strachu śmiejesz się, i twój lęk stał się po prostu Twoim przeżyciem .
Ale jest też strach długoterminowy, taki który dostajesz w prezencie od losu na dłużej, taki który wydaje się nie mieć końca. Lęk związany na stałe z chorobą , która czai się niemalże jak ukryty tygrys i przyczajony smok . Tak czai się w głowie, w psychice, w umyśle. Ten tekst długo miałam w głowie, ale dopiero teraz dojrzałam, żeby go napisać, bo pewne rzeczy są już za mną. Strach w pewnym momencie zaczął grać główną rolę w mojej głowie. Uświadomiłam sobie, że są cztery ważne rzeczy, które nie pozwalają zwariować i właśnie o nich przeczytasz poniżej.
Kiedy dowiadujesz się o chorobie jest płacz, histeria, jest działanie, które pomaga. Jedziesz na adrenalinie, która minimalizuje uczucie strachu. Leczenie, czujesz, że walczysz, coś się dzieje. Jesteś pod kontrolą , wszyscy podziwiają jaka jesteś silna, dzielna . Czujesz się bezpieczna czytając kolejny wynik tomografu, PETa czy innego rezonansu. Wiesz, że wszystko pod kontrolą.
Kiedyś śmiałam się z koleżanki, która widząc u siebie jakiś objaw chorobowy pół nocy spędziła płacząc i planując kto zaopiekuje się jej dzieckiem :) a potem ...
Pierwszy raz poczułam taki przerażający strach przed operacją , wlazło mi do głowy i nie chciało wyjść. Takie przerażenie, które przestaje być czarnym humorem. Że się nie obudzisz...i koniec kropka, a tu nic nie przygotowane, tak z zaskoczenia. Korba na maxa, robisz dobrą minę do złej gry, zakładasz maskę żeby nie straszyć bardziej i tak już wystraszonych bliskich. A poza tym to takie irracjonalne dla innych, przecież tyle ludzi poddaje się narkozie, to tylko zabieg. Czytasz ten tekst więc przeżyłam. Niestety lęk jak niechciany kolega(już drugi w moim życiu) został .
To nie było fajne, z jednej strony słyszysz, czujesz i wiesz, że powinnaś być pozytywna jak co najmniej wynik testu na HIV Freddiego Mercury, a z drugiej nie jesteś w stanie odsunąć tych złych myśli z cyklu "a co będzie jak....znowu zachoruję , jak nie dam rady ,jak umrę, tak właśnie jak umrę" . Korba wkręcona, nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam. Mówi się, że strach ma wielkie oczy, ale ten mój był jak ślepy kret, który drążył, kopał, aż w końcu na zewnętrznej powłoce pojawiły się ślady. Stałam się szara, chciałam być przeźroczysta, jakoś tak umknąć, schować się . Chyba pierwszy raz w życiu nie miałam ochoty na kontakty z ludźmi, wiedziałam, że ciężki rok już prawie za mną i paradoksalnie psychicznie czułam się o wiele gorzej niż na początku tej drogi. Nie potrafiłam wytrzymać sama ze sobą, znasz to uczucie kiedy masz ochotę otworzyć drzwi, wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem. Mi udało się w końcu otworzyć te drzwi. Po raz kolejny umiejętność słuchania siebie, zajrzenia w te najbardziej schowane zakamarki, pozwoliła mi wrócić na normalny tor. Nauczyłam się, że nie jestem w stanie pozbyć się strachu, nawet tego największego. Nie jestem też w stanie nie myśleć o tym co może się wydarzyć ale są 4 ważne rzeczy, które musisz wdrożyć do swojego życia, żeby było normalne .
- Przestań rozdrapywać rany z przeszłości, nie analizuj tego co było. Ludzie będą pytać zawsze o to co było, unikaj opowiadania . Kiedy Ty opowiadasz Twój umysł znowu przeżywa. Ty niepotrzebnie wracasz do tego czego unikasz.
- Żyj tu i teraz. Naucz się korzystać z życia, wcale nie tak jak by to miał być ostatni dzień . Takie podejście, podnosi energię jak kolejka wysokogórska, adrenalina na chwilę a potem spadek. Żyj normalnie, doświadczaj, korzystaj , zmieniaj jeżeli masz ochotę na zmiany. Jeżeli jest ok to niech tak zostanie. Na pewno sama doskonale wiesz co jest dla Ciebie najlepsze. Pamiętasz moje motto #zadbajosiebie. To jest Twój czas.
- Zdystansuj się. Bądź egoistką, sama decyduj o czym chcesz mówić .Kiedy chcesz wszystkiemu zapobiec, nakręcasz spiralę strachu . Pozwól pewnym rzeczom iść swoim torem .Chęć panowania nad wszystkim może wykończyć najtwardszego zawodnika . Nie czuj się zobligowana do pomocy wszystkim. Robisz i mówisz tyle ile sama chcesz. Jeżeli udzielasz się w forach, grupach dyskusyjnych dotyczących choroby i czujesz, że problemy innych przywołują Twoje własne, daj sobie spokój.
- Włącz pełną akceptację dla tego co może być. To najtrudniejsze zadanie ale jak zaakceptujesz najgorszy scenariusz to zaakceptujesz wszystko i będziesz mogła normalnie funkcjonować bez wymyślania kolejnych . Dla mnie najtrudniejszą rzeczą do przejścia była wizja śmierci, nie dlatego, że sama się jej boję ale strach o bliskich, o dzieci . Odpowiedziałam sobie na pytanie Co wtedy ? Jak to mówią życie płynie dalej i ze mną czy bez ich życie również będzie piękne . Trudne, ale niesamowicie pomocne.Tzw pozytywne nastawienie i wmawianie sobie "wszystko będzie dobrze..wszystko będzie dobrze..." nie działa w tym przypadku . Tu musisz" przerobić" problem, przejść przez niego i zobaczyć co będzie potem. Uspokoić, zaakceptować to co najtrudniejsze. I potem planować , wyobrażać sobie już tylko te bardziej przyjemne scenariusze. Sprawdź czy skorzystasz na takiej opcji.
Po Prostu Kobieta - dołącz
wtorek, 12 stycznia 2016
Ładna.. piękna ...najpiękniejsza
Kanon piękna –to takie słowa których bardzo nie lubię, bo
nigdy nie wiem czy się w tym kanonie jakoś mieszczę . Kolejne słowa to takie,
że piękno pochodzi z wewnątrz . Niby ok., ale jakoś nie chciałabym tego nigdy
usłyszeć „Jesteś bardzo interesującą kobietą o bogatym wnętrzu „ Panie Boże ratuj !!!!
Oczywiście dla mnie piękno tkwi w różnorodności . Każda z
nas ma w sobie to „coś” każda inne . Pewnie są kobiety dla których kanonem
piękna będzie naturalność, dla innej makijaż to coś bez czego z domu nie
wyjdzie. Nie będzie dla mnie
wyznacznikiem urody to, czy ktoś jest gruby, chudy, blond ,brunet czy też nawet
łysy . Na to jakimi się urodziliśmy nie mamy wpływu, dużo rzeczy jest
uwarunkowane w genach . Ale jest jedna
rzecz na którą mamy absolutnie jak największy wpływ, coś co zależy tylko i
wyłącznie od nas . Dbanie o siebie ! I w tym wymiarze fizycznym i psychicznym.
Zawsze, nawet kiedy ten przysłowiowy wiatr wieje w oczy nic nie tłumaczy grzechu
zaniedbania. A nawet wtedy kiedy jesteśmy na fali, warto pracować nad sobą, bo nigdy nie wiemy co nas spotka. To, że masz faceta albo z natury jesteś piękna nie oznacza ,że zawsze tak będzie . Można nie mieścić się w kanonie piękna, żadnym, ale jeżeli za tym idzie „ Jakim mnie Panie
Boże stworzyłeś takim mnie masz” albo „Co ja na to poradzę , taka się urodziłam”
i styl życia pod tytułem lepiej nie będzie , gorzej też już chyba być nie może
więc kolejna czekoladka nie zaszkodzi a na wszelkie wynalazki typu kosmetyczka
szkoda kasy.
Ja generalnie się sobie podobam, kiedy staje przed lustrem
jest ok, ale moje samopoczucie rośnie wraz z ilością nakładanego makijażu .
Choroba nauczyła mnie szczególnej dbałości o siebie .
Podwójnie, od środka o czym pisałam TUTAJ i zewnętrznie . Uroda w
chorobie, poważnej chorobie to temat trudny, funkcjonuje takie przekonanie, że
teraz najważniejsze jest zdrowie ,włosy odrosną
itp. Chociaż niestety nie wszystko odrasta :) Wręcz czasami jest nie na miejscu martwić się
o makijaż czy nową sukienkę, kiedy nie wiesz co będzie za rok i jak zniesiesz
kolejną chemię . Muszę to przetrwać, a potem już będę dbała o siebie. Uwierz mi
nie będziesz ! Człowiek potrzebuje ok. 21 dni żeby się do czegoś przyzwyczaić
albo odzwyczaić, więc łatwo o zapomnienie . Kojarzysz te chwile kiedy masz
grypę, coś Cię rozkłada, czujesz się i
wyglądasz jak półtorej nieszczęścia . To mniej więcej tak samo tylko ta choroba
trwa trochę dłużej . I podobnie jak przy grypie jak zakopiesz się ze stertą
chusteczek w łóżku, to będziesz chora dopóki z tego łóżka nie wyjdziesz . Albo
ciąża, szczególnie kiedy pierwszy nudności z pierwszego trymestru przedłużają
się naprawdę albo w głowie ciężarnej. Okrutne może, ale wiem z doświadczenia,
że choroba potrafi dać fantastyczną wymówkę . Jestem chora więc boli, boli to
leżę . Mam słabą odporność to nie wychodzę. Wypadły mi włosy i rzęsy to i tak
nie będę ładnie wyglądać .
Zatracę się w tej swojej chorobie bo mam żal i pretensje do
całego świata, że mi się przytrafiło. Mąż, dzieci, wszystko na miejscu, muszą
współczuć więc ja nie muszę się starać .Zresztą to na pewno nie pomoże, trzeba przecierpieć swoje i już ! Nie będę się teraz martwić głupotami.
Wiem o czym piszę , może brutalnie, ale wystarczy spędzić
kilka dni na korytarzach Instytutu Onkologii tych kobiecych, żeby naocznie
przekonać się, że pobyt w szpitalu doskonale tłumaczy ,że nie trzeba robić
kompletnie nic. I zobaczyć też , patrząc na coraz więcej zadbanych kobiet, że
można.
Chyba, że ktoś ma takie pragnienie, żeby na pierwszy rzut
oka widać było, ze jest chory to owszem nie należy dbać o siebie.
Najważniejsze jest to, że choroba kiedyś się skończy . Ty
zostaniesz i warto zadbać już wcześniej o to żeby jak najszybciej być w formie.
Tym bardziej, że większość z nas dostanie na długi czas specyfik o nazwie
Tamoxifen lub inne dziadostwo, które skutecznie blokuje wszystko co ma
zbawienny wpływ na nasz kobiecy organizm.
Ja jestem ogromnie wdzięczna mojej mentorce
kosmetycznej Ani z Salonu Piękne Ciało za to, że
fantastycznie pokierowała mną w czasie choroby w temacie urody ,bardzo pilnując żeby absolutnie nie zaszkodzić (czasami aż za bardzo) . Agnieszce Make- Up Artist,
że pokazała jak się malować , żeby tuszować niedoskonałości .To naprawdę tak niewiele, żeby poczuć się pewniej, żeby poczuć więcej siły do walki . A jest z czym walczyć :) Twój wygląd ma olbrzymi wpływ na to jak postrzegają Cię ludzie, i jeszcze większy na to jak Ty sama ze sobą się czujesz .
To co najbardziej boli naszą skórę w trakcie chemioterapii
to przesuszenie, osłabione błony śluzowe oka, jamy ustnej . Ciemniejące ,
bolące, kruche paznokcie . Chemia
wstrzymuje proces hormonalny , zatrzymuje się miesiączka , organizm zachowuje
się jak w menopauzie . Niszczą się włókna kolagenowe, wiotczeje skóra . A to
już nie wróci tak szybko do normy, jak odrastające włosy, rzęsy.
Mnie ratował jeden kosmetyk, który fundowałam sobie raz na dwa miesiące a właściwie kosmeceutyk (można
stosować go nawet do błon śluzowych w jamie ustnej i okolicach intymnych) Body &Hair spray , bio-peptydy w jego
składzie doskonale nawilżają skórę , BIOTYNA ma zbawienny wpływ na włosy i
paznokcie , WIT C stymuluje produkcję kolagenu, rozjaśnia skórę i w końcu SREBRO KOLOIDALNE –skutecznie działa przeciw zapalnie, przeciw bakteryjnie .
Stosowałam ten produkt na całą głowę (czaszka, twarz ) brwi
i rzęsy były ze mną praktycznie do końca chemii. Do jamy ustnej, uniknęłam krwawienia
z dziąseł i przykrych stanów zapalnych . Działało też kojąco na ból dziąseł w
czasie chemii. Paznokcie stóp i rąk nie czerniały, niwelowało też uczucie tego
przykrego bólu w paznokciach i odrętwienia.
Dodatkowo doraźnie ratował mnie manicure japoński , fantastyczny zabieg w czasie którego w płytkę paznokcia są wcierane mikroelementy. Bardzo naturalny, bez lakierów i chemicznych odżywek, a działa cuda. Podobnie wszystkie zabiegi kosmetyczne na bazie naturalnych kosmetyków .
Bardzo dobra w działaniu jest też odżywka z jantarem link Najlepiej stosować już w trakcie chemii.
No i najlepszy kosmetyk - ruch na świeżym powietrzu . Może nie zawsze będą siły żeby biegać, ale szybki spacer działa cuda .
I pamiętaj zadbana znaczy silniejsza, robisz to dla siebie, dla bliskich , warto codziennie w lustrze widzieć swoje Piękne odbicie.
Wiem, że nie zawsze jest czas czy kasa na takie przyjemności ale zrób sobie prezent i #zadbajosiebie Dziękuję bardzo kobietom, które zadbały o mnie :*
Bardzo dobra w działaniu jest też odżywka z jantarem link Najlepiej stosować już w trakcie chemii.
No i najlepszy kosmetyk - ruch na świeżym powietrzu . Może nie zawsze będą siły żeby biegać, ale szybki spacer działa cuda .
I pamiętaj zadbana znaczy silniejsza, robisz to dla siebie, dla bliskich , warto codziennie w lustrze widzieć swoje Piękne odbicie.
Wiem, że nie zawsze jest czas czy kasa na takie przyjemności ale zrób sobie prezent i #zadbajosiebie Dziękuję bardzo kobietom, które zadbały o mnie :*
piątek, 25 grudnia 2015
Magia...poznawania
Święta to taki magiczny czas, kiedy większość z nas robi coś co sprawia, że dni stają się wyjątkowe. Niektórzy święta łączą mocno z kościołem, niektórzy z rodziną, niektórzy z tradycją.
Ja kiedyś się dowiedziałam o sobie, że jestem niedostosowana społecznie. Brzmi groźnie, ale tak naprawdę to nic strasznego, po prostu niektóre rzeczy robię nie dlatego, że tak wypada tylko dlatego,że tak czuję. Dlatego święta dla mnie są mocno osadzone w rodzinie, czuję potrzebę bycia blisko nich. Nie wyobrażam sobie świąt w małym gronie, trochę się takich boję :).Za to zapominam o życzeniach:) zakładam, że cały czas wszystkim życzę dobrze więc nie muszę aż tak tego wyrażać.
Święta, koniec roku to czas podsumowań, postanowień, bardzo często słyszę " niech ten rok już się skończy" " może kolejny będzie lepszy " Miałabym pełne prawo też tak mówić, ten rok był...hmmm jak by to powiedzieć pełen wrażeń :) z pewnego punktu widzenia, pełen nie najlepszych doświadczeń. Ale z chorobą trochę jak z porodem, męczysz się, walczysz z bólem ale wiesz, że w słusznej sprawie i też podobnie jak radość z narodzin dziecka tak radość z końca choroby powoduje że szybko zapominasz o tym co było. Ważne,żeby nie rozpamiętywać tych trudniejszych chwil.
Dla mnie to był rok fantastycznych ludzi. Ludzi których poznałam, od których się uczyłam, których ja czegoś mogłam nauczyć . Ktoś kiedyś powiedział, że " Czasami spotykasz setki ludzi i nic z tego nie wynika, a czasami spotkasz kogoś i wynika z tego wszystko"
Dużo dostałam, za co ogromnie dziękuję.
Nie mam pojęcia od czego to zależy. Kiedyś, usłyszałam jak młody człowiek życzył sobie spotykać na swojej drodze fajniejszych ludzi , bo do tej pory ma strasznego pecha do ludzi.
Tak sobie myślę, że to w dużej mierze zależy od nas jacy ludzie nas otaczają. To jacy jesteśmy odzwierciedla się w naszym otoczeniu. Jeżeli będziemy szukać w ludziach i zauważać tylko wady to to będziemy dostawać.
Kilka lat temu byłam bardzo zachowawcza jeżeli chodzi o poznawanie nowych ludzi. Jestem zodiakalnym skorpionem więc jak kogoś lubię to na maxa, ale jak nie mam do kogoś zaufania to ciężko mi zachować nawet pozory :) Teraz mam taką zasadę, że każdemu daję szansę, nie oceniam, nie wyrabiam sobie poglądów, spokojnie czekam "co z tego wyniknie" Nauczyłam się tego od pewnego faceta, który miał cholerne powodzenie u Kobiet. Nie był to jakiś typ łamacza serc a jednak kobiety lgnęły jak do miodu w takim sympatycznym wymiarze :) Obserwowałam i zauważyłam jedną bardzo ważną rzecz, on każdą kobietę niezależnie od wieku, urody ,charakteru traktował z takim samym szacunkiem, był zawsze tak samo dżentelmenem. Nie oceniał. Kiedyś go zapytałam skąd to się bierze , "Nie oceniam, daję sobie zawsze szansę" SOBIE...SZANSĘ . Właśnie nie komuś tylko sobie na poznanie fantastycznej osoby, która może wniesie w Twoje życie coś nowego .
I takich Szans z okazji Świat życzę Ci z całego serca.
środa, 16 grudnia 2015
Dwie boginie
35 lat temu 6 letnia dziewczynka boi się panicznie rozmów z
obcymi ludźmi. Słowa mamy „idź do sklepu i kup …” były najgorszą karą . Przez
kilkanaście dobrych lat, nieśmiałość, brak pewności siebie powoduje, że zawsze
stoi trochę z boku . Miła, towarzyska, pyskata ale tylko w gronie najbliższych, poznanych już dobrze osób. Każde niepowodzenie, słowo krytyki to płacz i
dramat przez długie godziny samotności.
Nauczycielka z muzyki, która pastwiła się okrutnie nad jej
brakiem słuchu i spowodowała ,że nie śpiewa nawet zbiorowo 100lat , tylko rusza
ustami. Pani z zespołu tanecznego Mali Modrzewiacy
słowami, że brak rytmu i nie mogę dalej tańczyć w zespole dołożyła kolejną
cegiełkę .
Mama nie pomagała, miała dziwny zwyczaj porównywania
jej do innych osób, rzekomo lepszych.
Ci którzy trochę mnie znają wiedzą , że to ja, ale nie będę dzisiaj
szukać przyczyny życiowych porażek w w wydarzeniach z dzieciństwa. Psycholog
mnie na szczęście ominął, nie szukam przyczyny dramatów w osobie mojej
osobistej mamy.
Kilkanaście lat później słowa mojego ówczesnego szefa„ Za dużo gadasz,
zostaniesz akwizytorem” powodują, że zostaję rzucona na głęboką wodę kontaktów
z ludźmi i nieograniczoną ilość wejść do całkiem obcych sklepów.
Mija kilka kolejnych lat i różnych wydarzeń i można zobaczyć
mnie śpiewającą do mikrofonu przed grupą ludzi :).
Dzisiaj może nie śpiewam ,ale całkiem sprawnie i bez stresu występuje na scenie, nie mając żadnych blokad.Podobnie w relacjach, traktuje wszystko czego się dowiem jako naukę, pomimo, że czasami nie są to miłe słowa.
Każdy z nas ma jakiś charakter, jakieś zdolności wrodzone, jakieś
predyspozycje. Jedni są relacyjni, ekstrawertyczni a praca z ludźmi to dla nich sama przyjemność. Potrafią bez problemu wyrażać swoje opinie, pracować w zespole. Ktoś inny z
kolei lubi cyferki albo szklany ekran monitora i wszystko co schowane w jego
czeluściach. Nie lubi , nie ma potrzeby
dzielić się z innymi swoimi przeżyciami. Ktoś jest twórczy, kreatywny ,w jego
głowie cały czas się dzieje, ktoś inny wprost przeciwnie, szanuje to co ktoś
już wymyślił i stworzył i nie ma potrzeby działania w tym kierunku.
I chyba dobrze, że tak jest. Świat byłby nudny gdyby wszyscy byli tacy sami.
I chyba dobrze, że tak jest. Świat byłby nudny gdyby wszyscy byli tacy sami.
Ale… no właśnie jest jedno ale, czy każda z tych osób
niezależnie od tego jaki ma charakter, predyspozycje da sobie równie dobrze
radę w życiu. Pewnie tak, pod warunkiem, że pójdzie w kierunku swoich
zainteresowań i wrodzonych talentów. Skupi się na tym w czym jest dobra.
Niestety to bardzo mocno ogranicza możliwości . Np. jesteś księgową w dużej
firmie , siedzisz sobie spokojnie albo czasami mniej spokojnie :) za biurkiem, liczysz, interesuje
Cię tylko to co jest w zakresie Twoich obowiązków, aż przychodzi taki dzień, że
albo firma rezygnuje z Ciebie bo np. poszli w outsourcing albo w ogóle sobie
poszli w…. Ty już nie chcesz drugi raz przeżywać tego samego i postanawiasz
pójść na swoje . Spoko , niby robisz to samo co zawsze, nikt nie zmienił
Twojego fachu, zawód który wykonujesz jest Twoją pasją, kochasz to. Otwierasz
firmę i nagle okazuje się , że musisz być WSZYSTKIM i mieć zdolności do
WSZYSTKIEGO. Czy jesteś spokojnym księgowym, osadzonym w e-rzeczywistości programistą
, niezależnym artystą to kiedy decydujesz się na prowadzenie firmy i nie
planujesz przynajmniej na początku zatrudnienia sztabu ludzi , musisz być WSZYSTKIM. Sprzedawcą, kreatywnym marketingowcem , przewidującym właścicielem
i całkiem niezłym wizjonerem. Jeżeli nie lubisz ludzi to raczej musisz zacząć,
bo Twój klient jest z tego gatunku.
Lubisz chaos ok, możesz mieć bałagan na biurku, ale bałagan
w terminach i realizacjach to już groźna dla Twojego przychodu kwestia. Jesteś relacyjny
ok. tylko musisz uważać bo Twoi potencjalni klienci mogą być bardzo społeczni… pogadacie
i nic poza ogólną sympatią z tego nie
wyniknie . (To, przyznaje bez bicia moja największa pięta Achillesowa nad którą
cały czas pracuje)
Dlaczego o tym piszę ? Bo dwie Kobiety zadały mi ostatnio
pytanie „Czy warto skorzystać z szkolenia Praktyk NLP” Agnieszka i Jowita J tak, odpowiedziałam
,że jest kilka powodów dla których warto skorzystać z tego szkolenia i z każdego innego ale czułam niedosyt w wypowiedzi :)
Praktyk to szkolenie które poza lingwistyką, niesamowicie
skuteczną w rozmowach biznesowych, sprzedażowych, doskonale uczy pracy nad
predyspozycjami, pokazuje rozwiązania, które możesz wdrożyć i całkiem dobrze bez zmiany charakteru radzić
sobie w sytuacjach, które do tej pory Cię przerastały . Wdrażać nowe zachowania
bez zbytniego konfliktu z samym sobą . Mnóstwo technik, z których korzystam, żeby zapanować nad swoim
chaosem, żeby nie przeżywać tak bardzo tego co inni powiedzą , żeby nie
paraliżował mnie strach, żeby to na co nie do końca mam wpływ przejść na luzie.
Inne wartości z tego kursu TUTAJ
Dla mnie poznawanie nowego to krok do przodu . Na koniec piękna opowieść , którą ostatnio
przeczytałam gdzieś w otchłaniach FB
Dawno, dawno temu żył sobie młody człowiek. Pewnego dnia
udał się do mędrca i powiedział mu
- Chciałbym posiąść
nieograniczone bogactwo . Proszę zdradź mi tajemnicę życia w dostatku .
Mędrzec odpowiedział
- W sercu każdego
człowieka mieszkają dwie boginie . Wszyscy głęboko kochają te istoty. Jest
jednak pewien sekret, który musisz poznać . Chociaż kochasz obie boginie, jedna
z nich jest ważniejsza i dlatego musisz bardziej o nią dbać ,musisz otaczać ją
większą troską. To bogini wiedzy, nazywa się Sarasvati. Bądź tam gdzie ona,
kochaj ją , szanuj . Druga bogini Lakshmi , to bogini bogactwa. Jeśli będziesz
darzył większymi względami Sarasvati, Lakshmi stanie się zazdrosna i zacznie
zabiegać o Twoje względy . Im bliżej będziesz bogini wiedzy, tym bardziej
bogini bogactwa będzie Ciebie szukać . Pójdzie za Tobą i nigdy Cię nie opuści .
Wtedy bogactwo też będzie Twoje . W
pragnieniu wiedzy kryje się klucz do życia w dostatku .
Subskrybuj:
Posty (Atom)