piątek, 25 grudnia 2015

Magia...poznawania



Święta to taki magiczny czas, kiedy większość z nas robi coś co sprawia, że dni stają się wyjątkowe. Niektórzy święta  łączą mocno z kościołem, niektórzy z rodziną, niektórzy z tradycją.
 Ja kiedyś się dowiedziałam o sobie, że jestem niedostosowana społecznie. Brzmi groźnie, ale tak naprawdę to nic strasznego, po prostu niektóre rzeczy robię nie dlatego, że tak wypada tylko dlatego,że tak czuję. Dlatego święta dla mnie są mocno osadzone w rodzinie, czuję potrzebę bycia blisko nich. Nie wyobrażam sobie świąt w małym gronie, trochę się takich boję :).Za to zapominam o życzeniach:) zakładam, że cały czas wszystkim życzę dobrze więc nie muszę aż tak tego wyrażać.
Święta, koniec roku to czas podsumowań, postanowień, bardzo często słyszę " niech ten rok już się skończy" " może kolejny będzie lepszy " Miałabym pełne prawo też tak mówić, ten rok był...hmmm jak by to powiedzieć pełen wrażeń :) z pewnego punktu widzenia, pełen  nie najlepszych doświadczeń. Ale z chorobą trochę jak z porodem, męczysz się, walczysz z bólem ale wiesz, że w słusznej sprawie i też podobnie jak radość z narodzin dziecka tak radość z końca choroby powoduje że szybko zapominasz o tym co było. Ważne,żeby nie rozpamiętywać tych trudniejszych chwil.
Dla mnie to był rok fantastycznych ludzi. Ludzi których poznałam, od których się uczyłam, których ja czegoś mogłam nauczyć . Ktoś kiedyś powiedział, że " Czasami spotykasz setki ludzi i nic z tego nie wynika, a czasami spotkasz kogoś i wynika z tego wszystko"
Dużo dostałam, za co ogromnie dziękuję.
Nie mam pojęcia od czego to zależy. Kiedyś, usłyszałam jak młody człowiek życzył sobie spotykać na swojej drodze fajniejszych ludzi , bo do tej pory ma strasznego pecha do ludzi.
Tak sobie myślę, że to w dużej mierze zależy od nas jacy ludzie nas otaczają. To jacy jesteśmy odzwierciedla się w naszym otoczeniu. Jeżeli będziemy szukać w ludziach i zauważać tylko wady to to będziemy dostawać.
Kilka lat temu byłam bardzo zachowawcza jeżeli chodzi o poznawanie nowych ludzi. Jestem zodiakalnym skorpionem więc jak kogoś lubię to na maxa, ale jak nie mam do kogoś zaufania to ciężko mi zachować nawet pozory :) Teraz mam taką zasadę, że każdemu daję szansę, nie oceniam, nie wyrabiam  sobie poglądów, spokojnie czekam "co z tego wyniknie" Nauczyłam się tego od pewnego faceta, który miał cholerne powodzenie u Kobiet. Nie był to jakiś typ łamacza serc a jednak kobiety lgnęły jak do miodu w takim sympatycznym wymiarze :) Obserwowałam i zauważyłam jedną bardzo ważną rzecz, on każdą kobietę niezależnie od wieku, urody ,charakteru traktował z takim samym szacunkiem, był zawsze tak samo dżentelmenem. Nie oceniał. Kiedyś go zapytałam skąd to się bierze , "Nie oceniam, daję sobie zawsze szansę"  SOBIE...SZANSĘ . Właśnie nie komuś tylko sobie na poznanie fantastycznej osoby, która może wniesie w Twoje życie coś nowego .
I takich Szans z okazji Świat życzę Ci z całego serca.

środa, 16 grudnia 2015

Dwie boginie



35 lat temu 6 letnia dziewczynka boi się panicznie rozmów z obcymi ludźmi. Słowa mamy „idź do sklepu i kup …” były najgorszą karą . Przez kilkanaście dobrych lat, nieśmiałość, brak pewności siebie powoduje, że zawsze stoi trochę z boku . Miła, towarzyska, pyskata ale tylko w gronie najbliższych, poznanych już dobrze osób. Każde niepowodzenie, słowo krytyki to płacz i dramat przez długie godziny samotności.
Nauczycielka z muzyki, która pastwiła się okrutnie nad jej brakiem słuchu i spowodowała ,że nie śpiewa nawet zbiorowo 100lat , tylko rusza ustami. Pani z zespołu tanecznego Mali  Modrzewiacy słowami, że brak rytmu i nie mogę dalej tańczyć w zespole dołożyła kolejną cegiełkę .
Mama nie pomagała, miała  dziwny zwyczaj porównywania jej do innych osób, rzekomo lepszych.
Ci którzy trochę mnie  znają wiedzą , że to ja, ale nie będę dzisiaj szukać przyczyny życiowych porażek w w wydarzeniach z dzieciństwa. Psycholog mnie na szczęście ominął, nie szukam przyczyny dramatów w osobie mojej osobistej mamy.
Kilkanaście lat później słowa  mojego ówczesnego szefa„ Za dużo gadasz, zostaniesz akwizytorem” powodują, że zostaję rzucona na głęboką wodę kontaktów z ludźmi i nieograniczoną ilość wejść do całkiem obcych sklepów.
Mija kilka kolejnych lat i różnych wydarzeń i można zobaczyć mnie śpiewającą do mikrofonu przed grupą ludzi :). Dzisiaj może nie śpiewam ,ale całkiem sprawnie i bez stresu występuje na scenie, nie mając żadnych blokad.Podobnie w relacjach, traktuje wszystko czego się dowiem jako naukę, pomimo, że czasami nie są to miłe słowa.
Każdy z nas ma jakiś charakter, jakieś zdolności wrodzone, jakieś predyspozycje. Jedni są relacyjni, ekstrawertyczni  a praca z ludźmi to dla nich sama przyjemność. Potrafią bez problemu wyrażać swoje opinie, pracować w zespole. Ktoś inny z kolei lubi cyferki albo szklany ekran monitora i wszystko co schowane w jego czeluściach.  Nie lubi , nie ma potrzeby dzielić się z innymi swoimi przeżyciami. Ktoś jest twórczy, kreatywny ,w jego głowie cały czas się dzieje, ktoś inny wprost przeciwnie, szanuje to co ktoś już wymyślił i stworzył i nie ma potrzeby działania w tym kierunku.
I chyba dobrze, że tak jest. Świat byłby nudny gdyby wszyscy byli tacy sami.
Ale… no właśnie jest jedno ale, czy każda z tych osób niezależnie od tego jaki ma charakter, predyspozycje da sobie równie dobrze radę w życiu. Pewnie tak, pod warunkiem, że pójdzie w kierunku swoich zainteresowań i wrodzonych talentów. Skupi się na tym w czym jest dobra. Niestety to bardzo mocno ogranicza możliwości . Np. jesteś księgową w dużej firmie , siedzisz sobie spokojnie albo czasami mniej spokojnie :) za biurkiem, liczysz, interesuje Cię tylko to co jest w zakresie Twoich obowiązków, aż przychodzi taki dzień, że albo firma rezygnuje z Ciebie bo np. poszli w outsourcing albo w ogóle sobie poszli w…. Ty już nie chcesz drugi raz przeżywać tego samego i postanawiasz pójść na swoje . Spoko , niby robisz to samo co zawsze, nikt nie zmienił Twojego fachu, zawód który wykonujesz jest Twoją pasją, kochasz to. Otwierasz firmę i nagle okazuje się , że musisz być WSZYSTKIM i mieć zdolności do WSZYSTKIEGO. Czy jesteś spokojnym księgowym, osadzonym w e-rzeczywistości programistą , niezależnym artystą to kiedy decydujesz się na prowadzenie firmy i nie planujesz przynajmniej na początku zatrudnienia sztabu ludzi , musisz być WSZYSTKIM. Sprzedawcą, kreatywnym marketingowcem , przewidującym właścicielem i całkiem niezłym wizjonerem. Jeżeli nie lubisz ludzi to raczej musisz zacząć, bo  Twój klient  jest z tego gatunku.
Lubisz chaos ok, możesz mieć bałagan na biurku, ale bałagan w terminach i realizacjach to już groźna dla Twojego przychodu kwestia. Jesteś relacyjny ok. tylko musisz uważać bo Twoi potencjalni klienci mogą być bardzo społeczni… pogadacie i nic  poza ogólną sympatią z tego nie wyniknie . (To, przyznaje bez bicia moja największa pięta Achillesowa nad którą cały czas pracuje)
Dlaczego o tym piszę ? Bo dwie Kobiety zadały mi ostatnio pytanie „Czy warto skorzystać z szkolenia Praktyk NLP” Agnieszka i Jowita J tak, odpowiedziałam ,że jest kilka powodów dla których warto skorzystać  z tego szkolenia i z każdego innego ale czułam niedosyt w wypowiedzi :)
Praktyk to szkolenie które poza lingwistyką, niesamowicie skuteczną w rozmowach biznesowych, sprzedażowych, doskonale uczy pracy nad predyspozycjami, pokazuje rozwiązania, które możesz wdrożyć  i całkiem dobrze bez zmiany charakteru radzić sobie w sytuacjach, które do tej pory Cię przerastały . Wdrażać nowe zachowania bez zbytniego konfliktu z samym sobą . Mnóstwo technik, z których korzystam, żeby zapanować nad swoim chaosem, żeby nie przeżywać tak bardzo tego co inni powiedzą , żeby nie paraliżował mnie strach, żeby to na co nie do końca mam wpływ przejść  na luzie. 
Inne wartości z tego kursu  TUTAJ
Dla mnie poznawanie nowego to krok do przodu .  Na koniec piękna opowieść , którą ostatnio przeczytałam  gdzieś w otchłaniach FB
Dawno, dawno  temu żył sobie młody człowiek. Pewnego dnia udał się do mędrca i powiedział mu
- Chciałbym posiąść nieograniczone bogactwo . Proszę zdradź mi tajemnicę życia w dostatku .
Mędrzec odpowiedział
- W sercu każdego człowieka mieszkają dwie boginie . Wszyscy głęboko kochają te istoty. Jest jednak pewien sekret, który musisz poznać . Chociaż kochasz obie boginie, jedna z nich jest ważniejsza i dlatego musisz bardziej o nią dbać ,musisz otaczać ją większą troską. To bogini wiedzy, nazywa się Sarasvati. Bądź tam gdzie ona, kochaj ją , szanuj . Druga bogini Lakshmi , to bogini bogactwa. Jeśli będziesz darzył większymi względami Sarasvati, Lakshmi stanie się zazdrosna i zacznie zabiegać o Twoje względy . Im bliżej będziesz bogini wiedzy, tym bardziej bogini bogactwa będzie Ciebie szukać . Pójdzie za Tobą i nigdy Cię nie opuści . Wtedy bogactwo też będzie Twoje .  W pragnieniu wiedzy kryje się klucz do życia w dostatku .



wtorek, 1 grudnia 2015

Nominacja, kilka pytań do..


Zostałam wezwana do odpowiedzi przez Anuk  Rak to burak . Po co ? Żeby się poznać , wzajemnie wypromować. Pisać lubię , o sobie też :) wiec czemu nie spróbować. Zapraszam i podaję dalej...


 1. Gdybyś musiała zacząć piać innego bloga, o jakiej by był tematyce? (trzeba wybrać chociaż jeden zakres tematyczny)



O seksie i hormonach :)

2.Historia z dzieciństwa któej do tej pory się wstydzisz/która do tej pory Cię śmieszy(do wyboru)

Wstydzę się bardzo mojej „niechęci” do młodszego brata, strasznej zazdrości, która niestety motywowała mnie do okrutnych działań jak zasypanie mu oczu pudrem dla dzieci albo organizowaniem mu takiej huśtawki z wózka, ze mało nie przypłacił tego zdrowiem. Szybko mi przeszło na szczęście.
Śmieszy mnie dzisiaj mój strach przed ludźmi w dzieciństwie, bałam się okrutnie, że ktoś mnie zaczepi. Kupienie czegoś w sklepie samodzielnie było dla mnie wyzwaniem, a kiedy musiałam wyrzucić śmieci to potrafiłam tak długo stać przy drzwiach klatki schodowej dopóki nie miałam pewności,że nikogo nie spotkam na swojej drodze. 
  1. Gdy byłaś/eś dzieckiem, chciałaś/eś być .... co dzisiaj myślisz na ten temat?
Mało pamiętam z dzieciństwa, jakoś tak mam, że ta pamięć daleka szwankuje u mnie trochę . Pamiętam jedno zawodowe marzenie i fascynacje, bardzo chciałam być panią z kiosku Ruchu :) Zainspirowana mamą mojej przyjaciółki, do której chodziłyśmy często najpierw do biura , gdzie ręczna centrala telefoniczna była świetną zabawą a potem kiosk wtedy świat kolorów ,czasopism pachnący farbą, kosmetykami . Dzisiaj… nie potrafię tego wytłumaczyć ani odnieść do tego jak potoczyło się moje życie. 
  1. Książka/film lub wydarzenie, które wpłynęło na Twoje dorosłe życie.
  Dużo czytam, o filmy uwielbiam szczególnie takie po których jeszcze długo w głowie coś zostaje. Autorzy do których wracam to Albert Camus i Johnatan Caroll . A wydarzenie, tak z całą pewnością mogę stwierdzić, że  jest jedno które na pewno miało ogromny wpływ na to jak żyję, wydarzenie/szkolenie na które zdecydowałam się prawie dwa lata temu. Tam  nauczyłam się świadomie wpływać na to co się ze mną dzieje .Poznałam sztukę pracy z własnym umysłem. Uświadomiłam sobie, że to ja mam największy wpływ na to co się dzieje w moim życiu poprzez to w jaki sposób to przyjmę. Ta wiedza dała mi ogromną siłę psychiczną w czasie choroby, często słyszę „ Ty to tak dobrze znosisz „ tak zgadzam się ale nie dlatego, że mam jakieś nadprzyrodzone siły tylko dlatego, że potrafię zamieniać złe rzeczy na dobre i umiem słuchać swojej intuicji/podświadomości, jak kto woli. Jeżeli chcesz doświadczyć, zobaczyć jak to działa to polecam Więcej
  1. Złapałeś  złotą rybkę, ale jest jakaś nie teges i spełnia tylko jedno życzenie. Co to za życzenie?
Pytanie tendencyjne :) przynajmniej w moim przypadku JESTEM ZDROWA I ŻYJĘ PRZYSŁOWIOWE 100 LAT . Żyję dla siebie i najbliższych, bo nie wyobrażam sobie inaczej
  1. "Lepiej żałować tego co się zrobiło niż to, czego się nie zrobiło" - jedno rzecz w życiu której żałujesz, że zrobiłeś/aś lub nie zrobiłeś/aś.
Nie żałuję niczego. W życiu kieruję się zasadą „ Nie ma złych decyzji, złe mogą być tylko ich konsekwencje” Patrząc wstecz jest kilka rzeczy, których, mądrzejsza o te właśnie konsekwencje nigdy bym nie zrobiła, ale też mam przekonanie, że jakiś cel w tej nauce był.
  1. Gdybyś musiał/a wybrać - jaką postacią z kreskówki/komiksu byś był/a?
Hmmm , trudne pytanie :) ale chyba nie bez powodu na mojej lewej nodze kiedyś swoje miejsce znalazła Minnie Mouse. Lubię tą naturalną kobiecość w prostym wydaniu, sukienek i szpilek. Podobnie jak ona szukam w ludziach zawsze czegoś dobrego i czasami bywam bardzo naiwna.
A z innej bajki to teraz jak patrzę w lustro i widzę swoje odrastające włosy to mam tylko jedno skojarzenie Minonek
     
     
    8. Co nakręca Cię do działania ?
     Ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie. Taka już moja natura, że prawie wszystko  co robię, robię po to żeby ktoś był zadowolony. Pozytywny feedback to coś co dodaje mi skrzydeł J Od dziecka podobno uwielbiam komplementy, jak zdarzyło mi się ubrać nową sukienkę w dzieciństwie i nikt nie pochwalił to potrafiłam cały dzień być obrażona… cóż taka natura:). Teraz motywatorem  jest zadowolenie moich klientów, które dają mi pewność, że to co robię ma sens Tak, że zapraszam do komplementowania ;)  
  1. Bez czego nie mógłbyś/mogłabyś się obyć? (rzecz materialna)
       Bez samochodu. Jak ktoś chciałby mnie skrzywdzić to powinien ograniczyć mi możliwość przemieszczania się . Dla mnie samochód to niezależność, możliwość przemieszczania się ,jestem straszliwym ekstrawertykiem i bywanie wśród ludzi jest dla mnie jak tlen potrzebny do życia. 2. Bez komputera/telefonu , taki rodzaj uzależnienia , który podobnie jak przy pkt. 1 daje mi możliwość kontaktu z ludźmi. I wszystko jasne ,na pewno jednej z rzeczy, której na maxa będę unikać to więzienie bo tam chyba nie ma takich luksusów :)

  1. Opisz lub pokaż jak wygląda twój wymarzony dom (możesz korzystać z obrazów z internetu)
Nie muszę korzystać z obrazków, dla mnie wymarzony dom to otoczenie, to klimat .Kiedyś moja przyjaciółka miała chłopaka ze wsi, całkiem niedawno opowiadała jak mama przestrzegała ją przed tą znajomością słowami „Kochanie , zastanów się czy chcesz takiego życia, że będziesz po chleb na rowerze jeździć „
Mój wymarzony dom to właśnie taki jaki mam , na wsi, mogę po chleb jeździć na rowerze i to rano bo potem może go już nie być.
Kiedy planowałam ten dom nie było tam planu pokoi, była za to możliwość chodzenia boso po trawniku po jakieś zielsko do ogródka. Kawa ,wino z sąsiadami. Otoczenie, które mnie nie stresuje . Dzieciaki biegające razem po podwórku, bez zagrożenia. I tak jest , w gratisie dostałam las po którym biegam albo chodzę w zależności od kondycji.
No i kominek :)
Ps. A wspominiana przyjacółka rzeczywiście wzięła sobie słowa mamy do serca i mieszka w wielkim mieście .Po chleb tramwajem albo metrem bo szybciej :)

  1. Wrzuć 3 obrazki (zdjęcia, grafiki, gify), które określają twój charakter 
  Moja ulubiona Marta Frej...ma bardzo dużą trafność spostrzeżeń :)



Moje ciekawskie pytania ?

1.Gdybyś mogła robić co chcesz to...?
2.Kiedy jesteś sama, najbardziej lubisz ?
3.Co dla Ciebie oznacza piękno?
4. Mój największy sukces to?
5. Cieszę się kiedy..?
6. Twoja podróż marzeń ?
7. Niezależność dla mnie to..?
8. Rozwijam się bo...?
9.Miejsce na ziemi które kochasz najbardziej?
10. Dbać o siebie..to znaczy...
11. Jestem jak..? Która gwiazda filmowa , bohaterka książki ma najwięcej z Ciebie 

Moje nominacje
1Pani Poczytalna
2Unikato
3. Slow Mama
4.Wojownicza
5.Taste of Life
6. Ostre Starcie
7.Mahila vademecum kobiecego biznesu 

poniedziałek, 9 listopada 2015

Chemia -nie taki rak straszny jak go malują


 Uwielbiam dwuznaczności, wszelkie, szczególnie te w niewinnych albo i bardziej winnych rozmowach towarzyskich :). Dwuznaczności powodują uśmiech , czasami zakłopotanie, niezrozumienie.
Chemia jedno słowo kilka znaczeń. Najbardziej lubię to, które kojarzy się z przyjemnym uczuciem pomiędzy dwoma osobami, kiedy rodzi się coś bo jest między nimi jakaś chemia. Chemia to też laboratorium, próbki ,produkty już mniej przyjemne aczkolwiek w kategorii kosmetyków dosyć lubiane, szczególnie przez Kobiety .
I ostatnie znaczenie o którym dzisiaj chciałam napisać to, to, które miałam okazję poznać nieco bliżej w ciągu ostatniego roku. Ten wpis dedykuje wszystkim kobietom, które też będą musiały zmierzyć się z tym znaczeniem tego słowa. Które już wiedzą, że....No właśnie co? Nie ma jednej receptury, nie ma jednego ciała, które zareaguje tak samo jak nasze, ale chciałam na podstawie własnych doświadczeń trochę odczarować to co przeklęte, to co staje się powodem strachu, to co kojarzy się z zabijaniem i tego co chore i tego co zdrowe. Wszystko co piszę to moje własne doświadczenia i przeżycia ...
Kwiecień, nawet nie pamiętam jaka była wiosna, pamiętam, że w czasie świąt wielkanocnych bardzo płakałam, bałam się strasznie tego co czytałam, tego co mnie czekało. Kiedy żegnałam się z wyjeżdżającym za granicę  bratem przez głowę przebiegła mi myśl czy ja go jeszcze zobaczę . Czarnowidztwo na maxa , ale pisałam już wcześniej po kim to mam i jak sobie z tym radzę :) Myślenie nie boli  Chemia to dla mnie wtedy były blade, słaniające się na nogach istoty, które walczą o przetrwanie. I z takim nastawieniem trafiłam do szpitala, gdzie miałam sama zmierzyć się z tym zjawiskiem. Stać się bladą, łysą istotą .
Pierwszy cud ludzie, których tam poznałam,ludzie, którzy naprawdę sporo przeszli. Młodziutka Iga po skomplikowanej operacji guza mózgu, dumnie nosząca swoją łysinę na pięknej buzi i kilka innych osób które pomimo leczenia całkiem dobrze wyglądały i funkcjonowały. Współlokatorka ze szpitalnego pokoju Pani Zosia, uśmiechnięta , wiecznie gadająca, już na mecie leczenia. Dziewczyna, na którą w domu czekało 8 miesięczne dziecko,o raku dowiedziała się jak była w ciąży . Co poczułam...wielką ulgę. Dostałam odpowiedź na pytanie" Czy dam radę?" Dostałam luz i uśmiech od ludzi z pierwszej linii frontu. Dla mnie lekarstwem na stres, było i zawsze jest wyjście do ludzi, do ludzi pozytywnych.Nie zapomnę nigdy eleganckiej starszej, bardzo ciepłej pani kiedy na moje pytanie którą chemie dostaje odpowiedziała 24 ! Uśmiechnięta, przesympatyczna, bardzo dobrze ubrana, żartowała że dla niej chemia to już taka norma i głośno zastanawiała się komu w spadku przekaże wszystkie swoje ubrania:)  Nauczyłam się unikać tych, którzy zamartwiają siebie i próbują przelać to na innych. Tak, nie ma co się oszukiwać były też słaniające się kobiety, narzekające na wszystko. Unikałam ich , szybko kończyłam rozmowę albo za dobrą radą zakładałam słuchawki i jak ja top mówię brałam świat na głucho. Niegrzecznie, nieładnie, owszem można tak powiedzieć, ale zasada jest prosta, jesteś chora i twoim najważniejszym zadaniem jest wyleczyć się , wygrać, więc masz pełne prawo robić wszystko co zbliża Cię do wygranej , nawet być egoistką. Tak egoistką ,musisz myśleć przede wszystkim o sobie i dać innym zadbać o siebie. Kiedy słyszę teksty typu" Nie mówiłam rodzinie bo nie chcę ich martwić" to kolana mi się uginają, to nie miejsce na taką kokieterię i użalanie się nad sobą przed samą sobą. Chemia to na szczęście w większości przypadków leczenie, którego większą część spędzasz w domu, co ma niesamowite znaczenie dla regeneracji organizmu(chociażby jedzenie, to szpitalne nie grzeszy bogactwem składników odżywczych). Ja przy pierwszej chemii spędziłam trzy dni w szpitalu, każda kolejna chemia już tylko z doskoku . 
Pamiętam ten strach jaki mi towarzyszył za pierwszym razem, nie wiedziałam czego się spodziewać . Pierwszy strzał, kilka kroplówek z nie wiadomo czym a wśród nich ta najstraszniejsza czerwona , pamiętam z rozmów na korytarzach poczekalni - czerwona to było "coś strasznego" .
Sama chemia ..dziwne uczucie zimne, obce, otumaniające jak narkotyk.Dosyć szybko 15 min i moje 5 litrów krwi zostało rozrzedzone litrem chemii. Wstałam poszłam, położyłam się i czekałam na jakieś straszne efekty...nic.Pani Zosia delikatnie ostrzegła, że leki działają, najgorsze moze być potem. I owszem nadeszło..coś co w innych okolicznościach nazwałabym połączeniem nudności ciążowych,grypy żołądkowej i mega kaca, takiego pow wypiciu każdego alkoholu jaki akurat był pod ręką . Nie bardzo wiesz co masz ze sobą zrobić, leżysz źle, stoisz jeszcze gorzej, Mi pomagało chodzenie, więc ku przerażeniu pani Zosi znikałam z pokoju i snułam się po korytarzach. Tu dziękuję za sympatycznego pana, który swoim poczuciem humoru doskonale pomagał mi nie myśleć o tym co się ze mną dzieje.
Kolejny dzień już trochę lepiej, szału nie ma, dalej prześladowało mnie wspomnienie wczorajszego obiadu i totalna awersja do jedzenia i picia. Niesamowicie pomaga tutaj umiejętność wsłuchania się w siebie, w to czego Twój organizm potrzebuje na co ma ochotę, wiem to oklepane ale psychika odgrywa w chorobie ogromną rolę . I to nie tylko dobre nastawienie, ale również intuicyjne zaspakajanie swoich potrzeb fizycznych. Twój organizm musi stoczyć walkę i Ty musisz mu pomagać w tej bitwie. Kiedy się poddasz temu co się dzieje, trudniej będzie wygrać. Dostajesz lekarstwo, którego zadaniem jest zabić komórki raka, niestety przy okazji rykoszetem dostają zdrowe, więc Twoim zadaniem jest wspomagać te zdrowe. Robiąc wszystko co możliwe,żeby było im dobrze. Ja często w czasie przyjmowania chemii uciekałam do swojej podświadomości , zamieniałam w swojej głowie chemię na cudowny eliksir dodający sił , to brzmi pewnie dla niektórych jak by chemia uszkodziła mi szare komórki :) ale jest bardzo skuteczne. doszłam w tym do takiej wprawy, że czasami lepiej się czułam po chemii niż jak jechałam do szpitala po kolejną dawkę. Po pierwszym dniu już było coraz lepiej . Apetyt, wracał, nudności zniknęły. Pojawiły się inne objawy- pieczenie skóry twarzy i ciała , takie uczucie jak po oparzeniu słonecznym. Szybko mijało.Niesmak w ustach, zmieniające się smaki-  raz czułam tylko sól, następnego dnia mogłam zjeść łyżkę soli nic nie czując.Posmak metalu, woda miała taki dziwny smak. Pierwsza chemia była najgorsza w odczuciach, potem już z górki. Oczywiście bywało niedobrze, miałam wstręt do wszystkiego co czerwone.Ale cały czas byłam aktywna, przynajmniej do wieczora :)kiedy organizm domagał się odpoczynku . 
Włosy wypadły mi chyba przy drugiej chemii, po trochu i w końcu zaczęły wychodzić garściami  . Brwi i rzęsy wbrew stereotypom miałam do końca , rzadsze, marniejsze ale były :)
Nie miałam żadnych akcji w jamie ustnej i na paznokciach..
Pamiętaj to ma być czas dla Ciebie , zyj normalniei rób wszystko żeby Twój organizm tak to odczuł. Kiedy poddaje się umysł, zaraz za tym idzie ciało. W internecie jest dużo artykułów, spekulacji jak to lekarze zabijają nas chemią dla pieniędzy, każdy ma prawo mieć swoje zdanie w tym temacie, ale dla mnie czytanie tego to jak robienie sobie seansu z katastrof lotniczych krótko przed lotem samolotem.
Potem była zmiana chemii na tzw białą , już tylko dwa dni w szpitalu. Lajcik, uciążliwe bóle w kościach , taki trochę reumatyzm. Żartowałam sobie czasami, ze przechodzę starość w wieku 40 lat. 
Dzisiaj mija 2 miesiące po ostatniej chemii (11 serii) za mną radykalna masektomia. Przede mną radioterapia. Fizycznie nie odczuwam żadnych skutków chemii. Wróciłam do biegania , jeszcze w trochę wolniejszym rytmie, ale wszystko przede mną :)  
Więcej o tym jak wspomagałam organizm w czasie chemii i przed TUTAJ
Dołącz do mnie na FB Po prostu Kobieta 
Podaj dalej . Jeśli masz pytania pisz śmiało :)Pamiętaj teraz Ty jesteś najważniejsza
     .